0 801 000 610 (58) 746 37 97

Zadzwoń do nas!

Przyjmujemy zamówienia telefoniczne.
PON.: 7:30 - 17:30
WT. - PT.: 7:30 - 15:30
Wyślij wiadomość

Scena III – Filtry, glony i prąd zdarzeń

Data publikacji: 05-03-2020.

O basenach w kilku scenach

czyli dlaczego oszczędzanie to nie zawsze oszczędność

Scena III – Filtry, glony i prąd zdarzeń

Przyjemność pluskania się we własnym basenie jest bezcenna. Basen ogrodowy generuje oczywiście pewne koszty, ale z oszczędzaniem na nich nie wolno przesadzać.

W domu staramy się funkcjonować w ekologicznie oszczędnym duchu: „wyłącz światło, wychodząc z pokoju”, „zgaś telewizor, jeśli nic nie oglądasz”, „zakręć wodę podczas mycia zębów”, „wyjmij wtyczkę z gniazdka, gdy nie ładujesz telefonu”. Bywa jednak, że nasz Duch Oszczędności zaczyna za bardzo mieszać w materii świata i kierunkach entropii, czyniąc karykaturę z naszych wzniosłych zamysłów.

Miłe złego początki

Pierwsza kąpiel po zakupie basenu trwa cały dzień, wygania nas z wody dopiero mrok i ziąb nocy, która nadciągnęła nie wiedzieć kiedy. Sama woda po tym wszystkim daleka jest od klarowności kryształu, od dna po menisk wypukły pełna niejasnych pozostałości po nas. Aplikujemy więc do niej chemię (w instrukcjach piszą, że na wieczór trzeba) i kładziemy się spać. Jeszcze tylko szybki przelot Ducha Oszczędności po domu – wszystkie wtyczki z gniazdek, w tym, jak okaże się nazajutrz, również wtyczka od filtra basenowego.

Ranek znów przyciąga nas do naszego nowego nabytku, piękna pogoda kusi wczesną kąpielą. Oględziny basenu ujawniają jednak nieco zielonkawe zabarwienie wody, przywodzące na myśl klimaty tropikalne. Sprawdzam filtr wewnętrzny – jest biały. No może tak ma być, może tak po prostu musi wyglądać woda wystawiona na warunki zewnętrzne (wtedy oszczędzaliśmy jeszcze na pokrywie do basenu)... Włączam pompę do basenu, niechaj działa. Rezygnuję chwilowo z kąpieli i jadę do pracy. Dzień słoneczny, żar leje się z nieba, nad robotą skupić się nie da – uporczywie wraca do mnie myśl o wskoczeniu do basenu. Wreszcie fajrant, pędzę więc do domu. Moją drogę do ogrodu znaczą porzucone w pośpiechu elementy odzienia, błyskawicznie docieram nad krawędź mej prywatnej laguny. Hmmm… Woda w niej przybrała już barwę wyraźnie zieloną, choć wciąż jeszcze przejrzystą. Pompka milczy. Okazuje się, że Duch Oszczędności wyjął wtyczkę z kontaktu zaraz po moim wyjściu do pracy. No dobra, nic mnie nie odwiedzie od relaksu w basenie, jakiego koloru nie byłaby woda. Chwile błogości, zapada wieczór, chemia do wody, pompka – cyk! Idziemy spać.

Zielono mi

Z poranną kawą w ręku zaglądam do basenu… Woda nieznacznie już tylko odróżnia się barwą od listowia okolicznych krzewów, jakby zbiornik zajął olbrzymi kameleon. Filtr milczy. No tak, nocą ponownie nawiedził go Duch Oszczędności. A zatem od nowa – wtyczka w gniazdko i jadę do pracy. Przez cały dzień zero chmur, 36 stopni w cieniu. Po powrocie zastaję wodę mętną niczym moja umowa kredytu hipotecznego z bankiem, nawet nie muszę nasłuchiwać, by stwierdzić, że pompa nie działa. Sprawdzam filtr wewnętrzny – jest zielony. Drugiego nie mam (bo po co?), więc płuczę go na razie pod bieżącą wodą. W międzyczasie zapada zmrok, więc dziś już z kąpieli nici – tylko wtyczka do gniazdka, chemia i spać.

Następną poranną kawę piję nad taflą Bałtyku w porze kwitnienia sinic. Widok brei, która pojawiła się w miejscu moich planowanych ucieczek od trudów codzienności, skłania mnie do przeprowadzenia edukacyjnej pogadanki z żoną, przed którą roztaczam ponurą wizję przyszłości naszego basenu, jako bagna nadającego się co najwyżej do zahodowania suma. Ale przedstawiam też remedium w formie wrogiej Duchowi Oszczędności wtyczki tkwiącej stale w gniazdku i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku jadę do roboty.

Jak czyścić basen? Albo jak tego nie robić

Tknięty intuicją, znaczną część czasu pracy poświęcam na rozmowy z wujkiem Google o sposobach pozbycia się glonów z basenu, w drodze powrotnej zaś zahaczam o specjalistyczny sklep. Wracam do domu obładowany zapasem chemii zdolnym wytruć pół armii Ententy pod Ypres. Wyposażony w tabletki, granulaty, koagulanty, w zapas wkładów do filtra, skimmer, filtr węglowy i pływający dozownik chemii w kształcie Gwiazdy Śmierci, staję nad basenem. Pompka oczywiście nie mruczy, a ja wśród targającej mną serii odczuć rozmaitej natury i intensywności, tępo wpatruję się w coś, co odpowiada moim wyobrażeniom o zupie pierwotnej, z której narodziło się w prekambrze życie na Ziemi. W chwili, gdy spoglądam w toń, już chyba zaawansowane w rozwoju, tylko wypatrywać pierwszych trylobitów. Wiem zatem, że także z dzisiejszej kąpieli nici – niczym rozgniewany anioł zagłady, stosuję więc odwetowo zmasowany atak chemiczny, by zaraz skompromitować w oczach drobnoustrojów swój wątły autorytet wszechwładnego boga żałośnie nieskutecznymi próbami odłowienia co większych skupisk brudu przy pomocy sitka do basenu. Boję się, że jest już za późno, że moje dzieło stworzenia zyskało wolną wolę i wymknęło się spod kontroli, więc zostanie mi już tylko rozwiązanie ostateczne: zesłanie potopu, czy może jego przeciwieństwa, w postaci spuszczenia całej wody i zastąpienia jej nową. Czemu jednakowoż ostro sprzeciwiłby się Duch Oszczędności, a on zaprawdę silniejszym jest bogiem ode mnie. Czyszczę więc ręcznie, co się da, wymieniam filtry do pomp i śmiertelnie skonany kładę się spać w środku nocy.

Dzień świstaka

Ranek przywodzi mi na myśl „Dzień świstaka” – ta sama poranna kawa, ta sama liczba kroków w kierunku basenu, to samo milczenie pompy, ten sam stupor, w który popadam spoglądając w tę samą maź, której nie mogę nazwać otchłanią wyłącznie ze względu na brak przejrzystości, a więc i głębi. Jestem przekonany, że kolonie zalęgłych w niej mikroorganizmów wytworzyły już zręby cywilizacji. Przez chwilę rozważam, czy nie pozostawić tej mazi jeszcze na kilka dni w spokoju, by koagulowała w zieloną galaretkę i wówczas po prostu wyładować ją łopatą, ale przypomina mi się dziecięcy koszmar związany z innym filmem, „Blob – zabójca z kosmosu”. Zatopiony w złowrogich wizjach wyhodowanej przeze mnie galarety, która przejmuje władzę nad światem, podskakuję i oblewam się kawą na dźwięk głosu mojej małej córki, która cichaczem zachodzi mnie od tyłu:

- Tato, a wiesz, że źle robisz?

Szybko przebiegam długą listę swych ostatnich grzechów, usiłując dopasować któryś do słów córki, aż w końcu wybieram ostrożne pytanie uściślające, zanim pęknę, przyznam się i zacznę błagać o łagodny wymiar kary.

- A co też takiego źle robię, kochanie?

- Zostawiasz ładowarki w gniazdkach i nie wyłączasz urządzeń. Marnujesz prąd! – surowym głosem napomina mnie domowe wcielenie Ducha Oszczędności, by zaraz litościwie zmienić temat.

– Będziemy się kiedyś wreszcie kąpać? Strasznie brudna woda, tato.

dmuchane.pl radzi:

Bez wątpienia przyda się pogadanka edukacyjna z każdym domownikiem. Duch Oszczędności działa nieraz na tajemnicze sposoby – paradoksalnie, działanie filtra basenowego przez cały czas przynosi tych oszczędności więcej niż wyłączanie go. Relatywnie niewielki koszt zużytego prądu szybko okaże się mniejszy niż częste zakupy chemii i wymiana sprzętu, nasz wysiłek związany z czyszczeniem zbiornika, a zwłaszcza wymiana wody. Filtr powinien pracować w zasadzie non stop, za wyjątkiem czasu kąpieli, czyszczenia basenu czy – jeśli instalacja elektryczna nie jest fachowo zabezpieczona – deszczu. Oczywiście, bez stosowanej w odpowiednich dawkach chemii basenowej też się nie obejdzie, a dodatkowe akcesoria do oczyszczania basenu, takie jak skimmery czy dozowniki chloru, są bardzo przydatne, ale przy prawidłowo działających filtrach można je stosować dużo oszczędniej, bez obaw że dopuścimy do rozwinięcia się w basenie wrogiej cywilizacji.

Powrót

Złóż zamówienie telefonicznie! poniedziałek 8:00 - 18:00 / wtorek - piątek 8:00 - 16:00
0 801 000 610 z telefonu stacjonarnego
(58) 746 37 97 z telefonu komórkowego
Zamów telefonicznie! pn. 8:00-18:00 / wt.-pt. 8:00-16:00 (58) 746 37 97

Copyright © dmuchane.pl / 2006 - wszystkie prawa zastrzeżone, Global Income sp. z o.o.

Oprogramowanie KQS Store